piątek, 13 listopada 2009

Twórcy i spożywający

"Twórcy i spożywający – Każdy spożywający sądzi, że drzewu zależy na owocu; ale drzewu zależy na nasieniu – Na tym polega różnica między wszystkimi twórcami i spożywającymi."

Friedrich Nietzsche

czwartek, 29 października 2009

Porównanie bez porównania

Studencka rzeczywistość jest przygniatająca. Większość studentów nie zachowuje się poważnie i co za tym idzie wykładowcy nie traktują wszystkich studentów tak jak byśmy sobie tego życzyli. Wiem, zawsze są dwie strony medalu, ale co wam powiem to wam powiem ale wam powiem: wykładowcy na prywatnej uczelni inaczej zachowują się w stosunku do studentów niż na państwowej. Czy pieniądź zmienia rzeczywistość? Pod pewnymi względami czyni ją bardziej brutalną, czyli może bardziej rzeczywistą(?), a pod innymi prostą, normalną.

Załatwienie spraw w dziekanacie uczelnii państwowej jest skomplikowane i wymaga dużo samozaparcia, podziwiam tych którzy sobie z tym radzą, ja po ostatniej porażce poprosiłam koleżanke o dalsze manewry bo brakło mi sił. Nie dość, że godziny przyjmowania mają niekonwencjonalne i nie obchodzi ich czy pracujesz czy nie, nie dość, że stoisz w tej kolejce i modlisz się żeby nie zamknęły ci dwi przed nosem o wyznaczonej godzinie zamknięcia( często tak robią), to często mają mnóstwo pretensji i nie masz prawa się pogubić czy czegokolwiek od nich wymagać, wręcz czujesz się jak byś ty był dla nich, a nie one dla ciebie.

Natomiast dla odmiany na prywatnej dostałam syndromu uciekającej szczęki kiedy pani dziekan od spraw studenckich zaglądając do dziekanatu(gdzie mnie miło obsługiwano) zapytała o samopoczucie i okazała zmartwienie, słysząc, że źle się czuję, proponując szklankę wody.

Niech mnie dźwiczki ścisnął jeśli źle postrzegam przedstawioną wyżej rzeczywistość.

wtorek, 29 września 2009

I stało się ...

Egzamin, dyplom, pierwsza praca. I stało się. Jestem nauczycielką, oczywiście w przedszkolu, ponieważ nie widzę siebie w innej roli w tej chwili. Po tym pierwszym miesiącu muszę powiedzieć, że stały się rzeczywistością i moje obawy i moje marzenia względem tej pracy.

Dzieci. Przedszkole to czas nauki samodzielności, współzabawy z rówieśnikami. Mali ludzie starający się radzić sobie ze swoją rzeczywistością. Bo przyjście do przedszkola, zabawy, umycie rąk, zjedzenie, to ich codzienność która wcale nie jest łatwa. Jak emocjonalnie poradzić sobie z tym, że trzeba zostać bez mamy? Jak bawić się z dziećmi, być lubianym i zrozumianym? Jak zrobić siusiu bez pomocy mamy? Jak słuchać się pani jeśli wokół tyle dzieci i ciągle coś zajmuje twoją uwagę? Jak odkręcić ten wielgachny kran? W końcu, jak zjeść zupę żeby się nie wylało, albo żeby znów nie zostać ostatnim dzieckiem z pełnym talerzem? A pani tylko pośpiesza i ciągle chce by coś było zrobione raz dwa i to bez rozmów! Ech ciężkie to życie.

Pani. Tabun dzieci którymi trzeba mówiąc krótko - zarządzać. Tego dzisiaj nie ma, tamten ma katar, ten przyjdzie później, tamten nie pije mleka, a tego do niczego nie zmuszać. Pomieszanie z poplątaniem, organizacja z nauczaniem, wszystko wszędzie i to jak najprędziej.

Czy to może się udać... ?

środa, 3 czerwca 2009

Ocena

“Oceny zatruwają edukacyjne środowisko” - twierdzi profesor Rancourt. “Trenujemy studentów, by byli posłuszni i próbowali czytać nam w myślach, zamiast być katalizatorem w ich procesie nauczania.”

Owa wypowiedź Kanadyjskiego profesora fizyki który sprzeciwił się ocenianiu studentów i wszystki z marszu wystawił A+ powraca do mnie w tym jakże trudnym okresie dla studenta. Letnia sesja zbliża się wielkimi krokami wycinając miesiąc(conajmniej) z życia studenta. Wszystkie książki które chciałabym przeczytać musze odłożyć na półke lub zwrócić do biblioteki ponieważ muszę zająć się wkuwaniem. I właśnie ten cytat bardzo trafnie opisuje rzeczywistość. Ponieważ uczenie się do kolokwiów i egzaminów polega na rozszyfrowaniu wykładowcy i formy egzaminu - jak to zrobisz to już połowa sukcesu. Druga połowa będzie wtedy gdy z książek i materiałów które przeanalizowałeś przez te kilka miesięcy musisz wyciułać na kartke zdania pozbawione kontekstu ale z konkretną wiedzą która podpada pod skrypt wykładowcy. Potem należy zebrać tą wyuzdaną wiedzę i wtłoczyć do głowy... i tak można zdać sesje. Szerze to jest przykre, ubliżające i łamiące psychicznie jeśli ktoś zwróci na to uwage, jeśli ktoś sam myśli, sam czuje.

Przypomniało mi się jak jeden z moich ulubionych wykładowców kiedyś po serii dosyć interesujących wykładów na które przychodzili tylko ci co chcieli posłuchać, zrobił egzamin który był parodią egzaminu i wszyscy dostali w miare dobre oceny. Na tym egzaminie pamiętam byłam tak wzburzona formą zaliczenia, że chciałam wyjść i oddać pustą kartkę na znak protestu. Nie mogłam uwierzyć, że tak się wszystkim totalnie upiecze niechodzenie i totalny brak zainteresowania tematem wykładów. Po jakimś dłuższym czasie zrozumiałam, że wykładowca ten postąpił podobnie jak profesor z Kanady. Tylko szkoda, że jego wykład pomimo interesującego tematu, był tylko zwykłym wykładem, interesującym, ale jak zwykle w biernej formie studenta mogłam mieć tysiąc pytań, wątpliwości, czasem nawet wypieki na twarzy z zainteresowania, ale wszystko to zostało we mnie, bo wykład to wykład - profesor wykłada stojąc nad tobą, student słucha siedząc pod nim- i tak omija nas spotkanie intelektualne do którego nigdy już nie będzie okazji. I tym różnił się od wykładów prof Rancourt.

piątek, 29 maja 2009

Tożsamość

Ostatnio mój świat się poszerzył, moja świadomość rozciągnęła o kilka mm. Rozumiem, że świat jest podzielony na dwa, ten dzieci i ten dorosłych. Rozumiem, że myślenie po dziecinnemu jest zwyczajnie dziecinne i dla kogoś może to byś ubliżające. Tylko, że bycie dorosłym zawsze kojarzyło mi się z byciem ważnym, a to tylko taka poza okazało się. Utożsamiałam bycie dorosłym z dojrzałością, a tak na prawdę te dwie rzeczy mają się do siebie jak deszcz i słońce - najczęściej gdy pada deszcz to słońce nie świeci i vice versa, ale czasami, rzadko zdarza się deszcz w słoneczny dzień szczególnie wiosną. Czasem ludzie myślą, że jak mówię o świecie dziecięcym to jest on wyimaginowany, a ja po prostu tym pojęciem określam świat małego człowieka który postrzega je na swój sposób. Nie mówię, że jest lepszy czy gorszy od tego więcejletniego, tylko inny, tak jak każdy człowiek jest inny i inaczej spostrzega, poznaje, odbiera świat. Czasem myślę, że przecież nie ma tak na prawdę dwóch światów tylko jeden, że wszyscy jesteśmy równymi ludźmi - i 5latek i 40latek. Zarówno jeden jak i drugi chce być kochany, potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, zasługuje na akceptację, potrzebuje względną wolność do samodzielnego rozwoju i pracy, a także jest odpowiedzialny za siebie w takim wymiarze na jakim jest etapie rozwoju jako człowiek. Ale to myślenie jest idealistyczne, mało realistyczne, mało rzeczywiste, więc infantylne, dobre dla tych tam nastolatków w szkołach którzy nie mają nic innego do roboty jak tylko pamięciówa, używki i myślenie o tym jak ten świat jest zbudowany i lękiem przed byciem odpowiedzialnym za siebie, samodzielnością. Dla nich śpiewa się o wolności i prawdzie, bo wolno im jeszcze na takie myślenie, dla 5latka śpiewa się o jagódkach i krasnoludkach bo podobno tylko to są w stanie znieść, a 40 o refleksji nad złymi i dobrymi rzeczami które zdarzyły im się w życiu. Kojarzy mi się to ze źle rozumianym pojęciem równości – wszyscy mają TAK samo czy wszyscy mają TO samo? czy każdy jest zupełnie taki sam żeby mieć zupełnie to samo? Czy jeśli nie jest taki sam i ma indywidualnie tyle ile potrzebuje to czy to jest... równość która zawiera w sobie z definicji nierówność? Może tak być... ?
Jest w życiu miejsce na prace, pieniądze, obowiązki, odpowiedzialność, problemy codzienne, zmartwienia, ideały, wartości, zasady moralne. Jestem przekonana, że każdy człowiek na swoim etapie rozwoju jako "human being" może być dojrzały i odpowiedzialny, nie radzić sobie z czymś, co jest normalne, albo nie radzić sobie ze wszystkim, co może być powodem uciekania w niedojrzałość. Ważne żeby to sobie uświadomić i stawić czoła rzeczywistości, która nie jest ani dorosła ani dziecinna tylko po prostu ludzka, niestraszna ani nieprawdziwa tylko taka jak my.

piątek, 20 marca 2009

Słoneczna anarchistyczna idea

Niedawno zakupiłam na allegro książkę nietanią, choć sprzed trzydziestu lat, a na pierwsze stronie widnieje napis Please return to .... i numer teleofonu pisane chyba przez jakiegoś anglika. Nigdy nie spodziewałam się, że dorwe takie cudeńko pomimo, że stara to jak na moje zainteresowania jest na czasie ( co jest poniekad przygnębiające, bo to znaczy, że jestem co najmniej 30lat do tyłu niż zachód). Tytuł? SUMMERHILL: for and against. Autorzy? Znane nazwiska głównie w ameryce i nie tylko: John Holt, Poul Goodman, Erich Fromm i wielu innych. Cel książki zawarty w tytule, autorzy poszczególnych rozdziałów wypowiadają swoje zdanie na temat summerhill w czasie kiedy w Ameryce był bum na książke A.S. Neilla o swojej szkole. Pomimo, że w tytule napierw jest "for" książka zaczyna się artykułem który jest "against". 

Zastanawia mnie dlaczego wybieram sobie tematy do zainteresowań o których akurat trudno co kolwiek znaleść. Summerhill... Ma ktoś do odsprzedania książke jedyną o niej wydaną w polsce? Podarowałabym mojej bibliotece ponieważ jest za młoda i nie załapała się na ostatnie wydanie, bo wydawnictwo nie ma już ani jednej do sprzedania, a na allegro jej cena dochodzi do 75 zł :/

Nie wiecie co to Summerhill? Nie możliwe! To trzeba wiedzieć! Na ich stronie jest kilka zdań które świetnie opisują sprawe:

Imagine a school...

Where kids have freedom to be themselves...>

Where success is not defined by academic achievement but by the child's own definition of success...>

Where the whole school deals democratically with issues, with each individual having an equal right to be heard...>

Where you can play all day if you want to...>

And there is time and space to sit and dream...>

...could there be such a school?
A.S. Neill's Summerhill >

Czy trzeba coś jeszcze dodawać? 

wtorek, 10 marca 2009

Wybór... dzieci?

Jestem studentką. Wybrałam studia o takim kierunku który myślałam, że bedzie dla mnie najlepszy jeśli chodzi o drogę pracy. Ale co to znaczy być psychologiem? Pedagogiem? Czy będę sprawdzała się w tej roli? Czy chcę całe życie obcować z dziećmi? Teraz chcę i wydaje mi się to najlepszym wyborem, ale czy jak założe swoją rodzinę to nie wystarcza mi moje dzieci z którymi będę przebywać 24h? Nie wiem, jest to dla mnie ogromna niewiadoma. Kiedyś lubiłam bardzo rozmawiać z dorosłymi i nastolatkami, umiałam z nimi rozmawiać, wchodzić w ich środek, wspierać. A teraz im bardziej zagłębiam sie w studia pedagogiczne, tym odleglejszy staje się temat dorosłych, a bliższy dzieci(wiem to naturalne). Czy to, że zwracam uwagę na dzieci w autobusie, na przystanku czy gdziekolwiek indziej nie jest objawem tylko i wyłącznie instynktu macierzyńskiego? Nie wiem, moja fascynacja dzieckiem trwa od zawsze. Lubię obserwować dzieci i poznawać ich świat, świat który widzą własnymi oczami, lubię wchodzić w to co one widzą, czują. To jest takie niesamowite. Zauważyłam, że wielu ludzi w ogóle nie bierze pod uwagę że taki swiat istnieje, a może biorą tylko trudno jest cały czas mieć go na pierwszym miejscu, albo się nie da w ogóle? Psychologia. To słowo wydaje mi się takie wielkie. Wiem, że po studiach można robić przeróżne rzeczy i nie zajmować się zupełnie tym o czym całe studia sie myslało. Wczorajsza rozmowa z bratem uświadomiła mi że Bóg z jednej strony jest nieosiągalny, a z drugiej wręcz jest wszędzie, w każdym miejscu, w każdym momencie. Nic bez niego nie może sie stać, bo to on stworzył nas. Łatwo się zgubić i pracować w zawodzie którego się szczerze nie lubi, ale czy może nie równie łatwo poszukać w sobie odpowiedzi co chcę się robić i po prostu to robić? Wierzę, że WSZYSTKO jest możliwe(jak w wierszu "wiara" Andzieja Bursy). 
Nie wiem czy szczera fascynacja i chęć dogłębnego poznania dzieci wystarczy do tego żeby być dobrym pedagogiem. Na pewno to jest powód którym kierowałam się wyborem studiów od samego początku. Poznaję dzieci od strony teoretycznej tzn ich psychologie, teorie widzące je w różny sposób, a także praktycznie poznając ich środowisko sposób ich funkcjonowania i edukację. Już teraz widzę, że studia nie uczą jak zwracać się do dziecka, jak mu wytłumaczyć nowe dla niego rzeczy, jak z nim obcować. Studia uczą, że są różne podejścia do dzieci, różne sposoby i formy ich edukacji. Ale pedagog to, moim zdaniem, jednak w większości osobowość. Myślę, że nie jest trudne przygotowanie się do lekcji i powiedzenie czegoś, postawienie ocen i wyjście. Myślę, że trudne jest wejście na poziom dziecka i umiejętne pokierowanie go tam, gdzie będzie się spełniać, bo czyż nie takie jest zadanie edukatora? Ciekawe co powiedziałyby dzieci? 

środa, 4 lutego 2009

edukacja domowa

W zeszłotygodniowym Newsweeku pojawił się artykuł o niemieckiej rodzinie która walczy ,czy raczej lepszym określeniem było by stawia bierny opór, nie posyłając swoich dzieci do szkoły. Rodzice są wielostronnie wykształconymi osobami które z powodu głównie przekonań religijnych nie akceptują społeczności szkolnej mającej przecież taki duży wpływ na dziecko. Myśleli o emigracji do kraju o większej wolności edukacyjnej, lecz brak im środków. Choć mieszkają w małej wsi dzieci ich dzieci udzielają się jako skauci, należą do klubu pływackiego starsi synowie do ochotniczej straży pożarnej. Niemiecki państwo jako jedno z niewielu nie daje możliwości edukowania dzieci na własny sposób. Ja szczerze mówiąc od razu pomyślałam sobie " no tak, to znaczy, że w Polsce nie jest tak źle", bo przecież u nas można edukować dzieci w domu, z tym małym przykazaniem, że trzeba zawrzeć treści programu nauczania szkolnego w owej edukacji. Co mocno ogranicza no ale...

Przeciwnicy edukacji domowej mają zazwyczaj argument - brak kontaktów z rówieśnikami, brak samodzielności z powodu ciągłego przebywania z rodzicami.

Kiedyś na MTV(amerykańskim) oglądałam program o wymianie mam w rodzinach( dwie rodziny o często zupełnie innym poglądzie na życie na dwa tygodnie zamieniały się mamami), jedna z rodzin występujących w tym programie miała Mamę która nie pracowała, zajmowała się domem i właśnie uczyła dzieci w domu. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że rodzice byli swego rodzaju naturalistami i byli zafascynowani światem rycerskim. Powodowało to brak telewizora i wszelkich sprzętów w domu, rodzina sama robiła sobie ubrania, jadła starodawne potrawy i dzieci były uczone nauk przyrodniczych oraz humanistycznych, a także rzemiosła. W sumie to i w tym nie było by nic tak bardzo dziwnego gdyby nie to, ze nastoletnia dziewczyna i chłopak nie mieli znajomych, i co się okazało w tym programie, nie potrafili nawiązywać kontaktu z ludźmi. Po zamianie Mama z drugiej rodziny o zupełnie przeciwnych zapatrywaniach zakupiła rodzeństwu komórki i wysłała do szkoły(wszystko na dwa tygodnie). Okazało się, że konfrontacja ze społecznością rówieśników była dla nich trudna, ale korzystna. Rodzice z tej rodziny tak bardzo chronili swoje dzieci i sami również społecznie byli na uboczu, że cała ta sytuacja nie wpływała pozytywnie na obraz edukacji domowej. Z drugiej strony innym razem występowała tam rodzina która była bardzo mocno związana z subkulturą punkrockową. Dzieci w tej rodzinie miały zespół rockowy. Przez ich dom przewijał się ogrom ludzi związanych z ową subkulturą i wszyscy mieli image podobny do Merlina Mansona. W tym domu również postawiono na edukacje domową i pokazana była ogromna troska i opiekuńczość rodziców.

Rok temu brałam udział w konferencji poświęconej Edukacji Demokratycznej gdzie spotkałam chłopaka który był edukowany domowo, tzn w gruncie rzeczy nie domowo a światowo, ponieważ często wyjeżdżał z mamą na wycieczki do różnych krajów biorąc namiot i mając środki na oszczędne podróżowanie. Nie pamiętam czy przypadkiem nie podróżowali nawet stopem. W każdym razie był on oczywistym przykładem na elokwentnego, społecznego nastolatka o bardzo dobrym przygotowaniu edukacyjnym.

Spór między państwem który chce ukształtować ludzi na "dobrych obywateli", a rodzicami którzy chcą sami stanowić o tym jak edukować swoje dzieci będzie chyba trwał zawsze. Demokratyczne rozwiązania na pewno trzeba sobie wywalczyć. Państwo jasno stawia ramy wolności w tym temacie. Tylko czy ma do tego prawo? Co to jest równość? Gdzie jest granica stawiania drugiemu człowiekowi granic?

wtorek, 3 lutego 2009

Logika

Logika. Przedmiot o znaczeniu ukrytym dla studenta pierwszego roku na studiach o zupełnie pozornie nie związanym kierunku z logicznymi prawami. A jednak! Widzę w tym sens!


Pierwsze studia, ćwiczenia z tegoż przedmiotu niezbyt logicznie(sic!) i umiejętnie prowadzone, o tych podstawowych zasadach fałszywości i prawdziwości zdań. Związek z resztą studiów? Żaden. Zainteresowanie przedmiotem? Żadne. Studenci jak byli tak ich nie ma.


Drugie studia, wykłady prowadzone w sposób uporządkowany, sensowny i przypominający coś na kształt spójnej całości...? Na pewno. Właśnie obejmuje swym horyzontem materiał z owych wykładów by uzyskać ocenę pozytywną i powiem wam w sekrecie: Jest to materiał przygotowujący do kontruowania myśli w sposób naukowy, do rozumienia jak jest skontruowana wiedza naukowa. Jest to materiał przygotowujący do merytorycznego stawiania pytań i dawania odpowiedzi, budowania definicji i konstruowania technicznego metod badań.


Fakt! Że większość ludzi nie rozumie, że studia dają naukowy obraz danego przedmiotu, który musisz mieć żeby nie być już laikiem w danej sprawie i przejść do praktyki (ale dopiero po studiach!!) Studia, to przygotowanie merytoryczne, naukowe do danej dziedziny którą chcesz poznać! Zrozum to człowieku! To wszystko co masz na studiach nie ma ci się przydać w stu procentach! To nie o to chodzi!! Te wszystkie przedmioty maja wprowadzić cię w zagadnienia, problematykę, schematy dotychczas opracowane, a nie nauczyć jak masz wykonywać zawód!! Studencie!!! Studia to nie zawodówka która pokaże ci co JAK masz robic daną rzecz, ale to jest system który(powtarzam się wiem) pokaże ci co już wiadomo, co odkryto wymyślono, pokaże podłoże teoretyczne danej dziedziny! A praktyke musisz zrobić SAM!!!
ps. uczenie się na egzamin kodem zero jedynkowym po cyborgowemu jest wprost proporcjonalnie przeciwne do przykazanie które myśle każdy człowiek powinien wyznawać: "Zmieniać się i rozwijać w każdej twórczej myśli swojej, każdym słowie i z całych twórczych sił swoich. "

poniedziałek, 2 lutego 2009

Ewaluacja

Koniec semestru, trzeci rok studiów, mamy ocenic pozytywy i negatywy uczelni. Patrzę w jaśniejącą białą kartkę i... Pusto. Na pierwszym roku napisałam sobie mnóstwo rzeczy dobrych i złych które widzę w mojej uczelni, i tych związanych z nauczaniem, i z organizacją. A teraz? Teraz to bym im najchętniej napisała, żeby nie zmieniali nic ponieważ są najlepsi. Nigdy nie sądziłam, że można mieć doczynienia z tak kompetentnymi ludźmi i dobrymi wykładowcami. Nigdzie nie widziałam ludzi którzy tak chcą i się starają aby było dobrze. Każdy ma wady i popełnia błędy, ale bycie na tyle silnym by się nie bać je popełniać wzbudza we mnie szacunek.

Zawsze miałam złe doświadczenia z nauczycielami, zawsze mi się wydawało, że system jest straszny, bo nie można go zmienić i trzeba się do niego dostosowywać. Dzięki ich podejściu zobaczyłam, że system należy dostosowywać do siebie i nie być anty, ale działać lub być anty ale twórczo.

Jedyną rzecz o zabarwieniu lekko negatywnym gdzieś ukradkiem bym przemyciła, aby bardziej (wogóle) doceniali tych którzy nie przychodzą dla oceny na wykłady czy zajęcia tylko z zainteresowania tematem, doceniali nie stopniem czy zaliczeniem, ale może wspólną dyskusją na tematy omawiane na zajęciach.... gdzieś przy... kawie? Czy na prawdę to takie straszne pogadać ze studentem? Czy to okropne dać pole by mógł postawić pytania które go nurtują? Czy ten laik-student z wypiekani na twarzy słuchający o tym co wydawało mu się, że on jeden na świecie myśli, a tu wielku profesorus podaje stos książek na ten temat, nie zasługuje na chwilunie uwagii? Czy wy nauczyciele wiecie wogóle o tym, że my myślimy? To tyle tych bredni. Salut

niedziela, 1 lutego 2009

Rozpoczęcie. Chapter one

Jestem studentką pedagogiki, a dokładniej edukacji zintegrowanej wczesnoszkolnej i przedszkolnej. Niedługo kończę licencjat więc trochę późno na takie studenckie coś, ale...
Wieczorem do poduszki zgarnęłam z półki świeżą prosto z BUŁ-y... pozycję z kategorii "zainteresowania", pod tytułem " Teoretyczne i praktyczne podstawy konstruowania prorgramu szkolnego "(Ireny Adamek). Zapytacie, co to ulicha za zainteresowania czytać przed spaniem naukowe ksiażki? no cóż... sama nie wiem, może rzuca sie na mnie wypaczenie zawodowe przyszlego zawodu. W każdym razie zostawiam ten temat. Nie o tym miało być.
A więc zagłębiam sie w lekture by po pierwszym wersie dostać w twarz zdaniem " planowanie jest również nieodzownym elementem edukacji; aby czegoś dobrze nauczyć, musimy wiedzieć, kiedy i w jaki sposób to zrobić. Trudno sobie wyobrazić sytuacje całkowitej dowolności działań wobec drugiego czlowieka w instytucji edukacyjnej."

I bum! Ale nie, czytam dalej, odgarniam napastliwe myśli " Odnosząc to do procesu edukacyjnego, musimy pamietać, że jest on sekwencja świadomych i celowych czynności nauczyciela i uczniów." I znow BUM! Coś mnie odrywa od czytania, karze się śmiać i myślę i powracam do poprzedniego zdania i czytam wyraz po wyrazie. I nie mogę odpędzić się od pytań, czy na prawde? C A L K O W I T E J D O W O L N O S C I D Z I A L A N... na pewno nie można? nie da się? to nie miało by sensu? Dokańczam zdanie W I N S T Y T U C J I E D U K A.... no tak w instytucji pewnie nie, bo to przecież poważna sprawa, miejsce specjalnie stworzone do tego by edukować... Edukator... O zgrozo! To będę ja!!

Tak tak! jesteś studentką pedagogiki!!O tak!! Za pół roku bedziesz nauczycielką! Będziesz pracowała z programem, wypełniała godziny z życia dzieci sensownymi i bardzo potrzebnymi zadaniami, ćwiczeniami. Po to właśnie wzięłaś i czytasz tą ksiażkę! Aby może sama zagłębiać się w system tworzenia programu... A A A A !!!

AAAA !!! System !!! AAAA.... Anarchia jest poza, poza kontrolą - przyszło mi do głowy i załamałam ręce nad swoim losem. Czy ja znalazłam się w złym miejscu?