środa, 4 lutego 2009

edukacja domowa

W zeszłotygodniowym Newsweeku pojawił się artykuł o niemieckiej rodzinie która walczy ,czy raczej lepszym określeniem było by stawia bierny opór, nie posyłając swoich dzieci do szkoły. Rodzice są wielostronnie wykształconymi osobami które z powodu głównie przekonań religijnych nie akceptują społeczności szkolnej mającej przecież taki duży wpływ na dziecko. Myśleli o emigracji do kraju o większej wolności edukacyjnej, lecz brak im środków. Choć mieszkają w małej wsi dzieci ich dzieci udzielają się jako skauci, należą do klubu pływackiego starsi synowie do ochotniczej straży pożarnej. Niemiecki państwo jako jedno z niewielu nie daje możliwości edukowania dzieci na własny sposób. Ja szczerze mówiąc od razu pomyślałam sobie " no tak, to znaczy, że w Polsce nie jest tak źle", bo przecież u nas można edukować dzieci w domu, z tym małym przykazaniem, że trzeba zawrzeć treści programu nauczania szkolnego w owej edukacji. Co mocno ogranicza no ale...

Przeciwnicy edukacji domowej mają zazwyczaj argument - brak kontaktów z rówieśnikami, brak samodzielności z powodu ciągłego przebywania z rodzicami.

Kiedyś na MTV(amerykańskim) oglądałam program o wymianie mam w rodzinach( dwie rodziny o często zupełnie innym poglądzie na życie na dwa tygodnie zamieniały się mamami), jedna z rodzin występujących w tym programie miała Mamę która nie pracowała, zajmowała się domem i właśnie uczyła dzieci w domu. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że rodzice byli swego rodzaju naturalistami i byli zafascynowani światem rycerskim. Powodowało to brak telewizora i wszelkich sprzętów w domu, rodzina sama robiła sobie ubrania, jadła starodawne potrawy i dzieci były uczone nauk przyrodniczych oraz humanistycznych, a także rzemiosła. W sumie to i w tym nie było by nic tak bardzo dziwnego gdyby nie to, ze nastoletnia dziewczyna i chłopak nie mieli znajomych, i co się okazało w tym programie, nie potrafili nawiązywać kontaktu z ludźmi. Po zamianie Mama z drugiej rodziny o zupełnie przeciwnych zapatrywaniach zakupiła rodzeństwu komórki i wysłała do szkoły(wszystko na dwa tygodnie). Okazało się, że konfrontacja ze społecznością rówieśników była dla nich trudna, ale korzystna. Rodzice z tej rodziny tak bardzo chronili swoje dzieci i sami również społecznie byli na uboczu, że cała ta sytuacja nie wpływała pozytywnie na obraz edukacji domowej. Z drugiej strony innym razem występowała tam rodzina która była bardzo mocno związana z subkulturą punkrockową. Dzieci w tej rodzinie miały zespół rockowy. Przez ich dom przewijał się ogrom ludzi związanych z ową subkulturą i wszyscy mieli image podobny do Merlina Mansona. W tym domu również postawiono na edukacje domową i pokazana była ogromna troska i opiekuńczość rodziców.

Rok temu brałam udział w konferencji poświęconej Edukacji Demokratycznej gdzie spotkałam chłopaka który był edukowany domowo, tzn w gruncie rzeczy nie domowo a światowo, ponieważ często wyjeżdżał z mamą na wycieczki do różnych krajów biorąc namiot i mając środki na oszczędne podróżowanie. Nie pamiętam czy przypadkiem nie podróżowali nawet stopem. W każdym razie był on oczywistym przykładem na elokwentnego, społecznego nastolatka o bardzo dobrym przygotowaniu edukacyjnym.

Spór między państwem który chce ukształtować ludzi na "dobrych obywateli", a rodzicami którzy chcą sami stanowić o tym jak edukować swoje dzieci będzie chyba trwał zawsze. Demokratyczne rozwiązania na pewno trzeba sobie wywalczyć. Państwo jasno stawia ramy wolności w tym temacie. Tylko czy ma do tego prawo? Co to jest równość? Gdzie jest granica stawiania drugiemu człowiekowi granic?