piątek, 20 marca 2009

Słoneczna anarchistyczna idea

Niedawno zakupiłam na allegro książkę nietanią, choć sprzed trzydziestu lat, a na pierwsze stronie widnieje napis Please return to .... i numer teleofonu pisane chyba przez jakiegoś anglika. Nigdy nie spodziewałam się, że dorwe takie cudeńko pomimo, że stara to jak na moje zainteresowania jest na czasie ( co jest poniekad przygnębiające, bo to znaczy, że jestem co najmniej 30lat do tyłu niż zachód). Tytuł? SUMMERHILL: for and against. Autorzy? Znane nazwiska głównie w ameryce i nie tylko: John Holt, Poul Goodman, Erich Fromm i wielu innych. Cel książki zawarty w tytule, autorzy poszczególnych rozdziałów wypowiadają swoje zdanie na temat summerhill w czasie kiedy w Ameryce był bum na książke A.S. Neilla o swojej szkole. Pomimo, że w tytule napierw jest "for" książka zaczyna się artykułem który jest "against". 

Zastanawia mnie dlaczego wybieram sobie tematy do zainteresowań o których akurat trudno co kolwiek znaleść. Summerhill... Ma ktoś do odsprzedania książke jedyną o niej wydaną w polsce? Podarowałabym mojej bibliotece ponieważ jest za młoda i nie załapała się na ostatnie wydanie, bo wydawnictwo nie ma już ani jednej do sprzedania, a na allegro jej cena dochodzi do 75 zł :/

Nie wiecie co to Summerhill? Nie możliwe! To trzeba wiedzieć! Na ich stronie jest kilka zdań które świetnie opisują sprawe:

Imagine a school...

Where kids have freedom to be themselves...>

Where success is not defined by academic achievement but by the child's own definition of success...>

Where the whole school deals democratically with issues, with each individual having an equal right to be heard...>

Where you can play all day if you want to...>

And there is time and space to sit and dream...>

...could there be such a school?
A.S. Neill's Summerhill >

Czy trzeba coś jeszcze dodawać? 

wtorek, 10 marca 2009

Wybór... dzieci?

Jestem studentką. Wybrałam studia o takim kierunku który myślałam, że bedzie dla mnie najlepszy jeśli chodzi o drogę pracy. Ale co to znaczy być psychologiem? Pedagogiem? Czy będę sprawdzała się w tej roli? Czy chcę całe życie obcować z dziećmi? Teraz chcę i wydaje mi się to najlepszym wyborem, ale czy jak założe swoją rodzinę to nie wystarcza mi moje dzieci z którymi będę przebywać 24h? Nie wiem, jest to dla mnie ogromna niewiadoma. Kiedyś lubiłam bardzo rozmawiać z dorosłymi i nastolatkami, umiałam z nimi rozmawiać, wchodzić w ich środek, wspierać. A teraz im bardziej zagłębiam sie w studia pedagogiczne, tym odleglejszy staje się temat dorosłych, a bliższy dzieci(wiem to naturalne). Czy to, że zwracam uwagę na dzieci w autobusie, na przystanku czy gdziekolwiek indziej nie jest objawem tylko i wyłącznie instynktu macierzyńskiego? Nie wiem, moja fascynacja dzieckiem trwa od zawsze. Lubię obserwować dzieci i poznawać ich świat, świat który widzą własnymi oczami, lubię wchodzić w to co one widzą, czują. To jest takie niesamowite. Zauważyłam, że wielu ludzi w ogóle nie bierze pod uwagę że taki swiat istnieje, a może biorą tylko trudno jest cały czas mieć go na pierwszym miejscu, albo się nie da w ogóle? Psychologia. To słowo wydaje mi się takie wielkie. Wiem, że po studiach można robić przeróżne rzeczy i nie zajmować się zupełnie tym o czym całe studia sie myslało. Wczorajsza rozmowa z bratem uświadomiła mi że Bóg z jednej strony jest nieosiągalny, a z drugiej wręcz jest wszędzie, w każdym miejscu, w każdym momencie. Nic bez niego nie może sie stać, bo to on stworzył nas. Łatwo się zgubić i pracować w zawodzie którego się szczerze nie lubi, ale czy może nie równie łatwo poszukać w sobie odpowiedzi co chcę się robić i po prostu to robić? Wierzę, że WSZYSTKO jest możliwe(jak w wierszu "wiara" Andzieja Bursy). 
Nie wiem czy szczera fascynacja i chęć dogłębnego poznania dzieci wystarczy do tego żeby być dobrym pedagogiem. Na pewno to jest powód którym kierowałam się wyborem studiów od samego początku. Poznaję dzieci od strony teoretycznej tzn ich psychologie, teorie widzące je w różny sposób, a także praktycznie poznając ich środowisko sposób ich funkcjonowania i edukację. Już teraz widzę, że studia nie uczą jak zwracać się do dziecka, jak mu wytłumaczyć nowe dla niego rzeczy, jak z nim obcować. Studia uczą, że są różne podejścia do dzieci, różne sposoby i formy ich edukacji. Ale pedagog to, moim zdaniem, jednak w większości osobowość. Myślę, że nie jest trudne przygotowanie się do lekcji i powiedzenie czegoś, postawienie ocen i wyjście. Myślę, że trudne jest wejście na poziom dziecka i umiejętne pokierowanie go tam, gdzie będzie się spełniać, bo czyż nie takie jest zadanie edukatora? Ciekawe co powiedziałyby dzieci?