poniedziałek, 24 maja 2010

Szczera prawda

Nie potrafie pohamować szczerej, osobistej refleksji jaka naszła mnie po przeczytaniu tych słów:

"Młodzi widzą, że ich zwierzchnicy są na niby, nauczyciele są na niby, zajęcia są na niby, instytucja jest na niby, dyplomy są na niby, ich praca jest na niby, bo i ich wiedza oraz umiejętności też są na niby."

Źródło to http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2010/05/nanibyzm.html

Wyjechalam z małego miasta w którym się edukowałam, ponieważ dla mnie cała ta edukacja była "na niby" dokładnie jak pisze profesor Śliwerski. Wszyscy ludzie na około mnie uważali,
że ta gra pozorów jest potrzebna i że ma sens, ja uważałam inaczej. Nie chciałam grać w ich grę nanibyczną. Zaprotestowałam niechodzeniem do szkołym "olewactwem". Zdałam maturę, bo uczyłam się jak ją zdać, a nie tak na prawdę tego wszystkiego co trzeba sie nauczyć. Nikt w mojej szkole nie wierzył, że ją zdam, uważali mnie za głupią - w dosłownym tego słowa znaczeniu. A ja poprostu odmawiałam, byłam cichym jedynkowiczem - stawiałam bierny opór.
Wyjechałam z mojego miasteczka, szukałam swojego miejsca na kierunkach pedagogicznych, ponieważ chciałam pracować z dziećmi, młodzieżą - wydawało mi się, że potrafię ich zrozumieć. W końcu znalazłam się w Łodzi i mój świat się zmienił. Nie trzeba było grać, można było znaleźć, posłuchać szczerych nauczycieli (akademickich tylko już), którzy chcieli przekazać coś konkretnego, merytorycznego, ważnego, budującego, mądrego...
Okazało się, że mimochodem wychodzą mi bardzo dobre oceny z przedmiotów które mnie fascynowały. I poczułam, że tą tragedie jaką przeżyłam w liceum ktoś widzi, ktoś rozumie, że w szkołach nie dzieje się tak jak powinno. Widziałam, że można spotkać jednostki które widzą miejsce wolności w edukacji, w szkole. Czy po prostu normalność, traktowanie uczącego się jak normalnego drugiego człowieka. Zostałam nauczycielką - nie jest mi łatwo, ponieważ ciągle echem odbija się w mojej osobowości przeświadczenie, że jestem jakaś dziwna. Potem profesor pisze na blogu o nanibyzmie i odziera z powagi i jakichkolwiek atrybutów to w czym tylko ja nie uczestniczyłam, tylko ja uważałam za nietakie. To nieprawdopodobne uczucie, nie umiem go określić.
Teraz okazuje się, że szkoła co do której miałam wielkie nadzieje, którą w części skończyłam, która myślałam, że będzie ostoją tej pedagogiki prawdziwej, ta szkoła niedługo zostanie bez tych nauczycieli którzy byli nieformalnym autorytetem. Nawet nie wiem czy oni o tym wiedzą, że są studenci którzy tak ich mocno cenią.
A teraz ja jako nauczycielka w publicznej placówce staram się nie być nanibystką, ale praca to nie studia, ideały to nie realia.
Nie wiem jak to wszystko pogodzić.

sobota, 22 maja 2010

Nietzsche cdn

"Twórcy i spożywający – Każdy spożywający sądzi, że drzewu zależy na owocu; ale drzewu zależy na nasieniu – Na tym polega różnica między wszystkimi twórcami i spożywającymi."

Friedrich Nietzsche

[Nasienie, które tak naprawdę przekazuje życie. Owoc jest tylko jego formą, która sama w sobie nie ma wartości. Natomiast konsumenci nie potrafię dostrzec życia, zachwycają się jedynie formą. Jedynie twórca, który sam płodzi życie, zauważa je w nasieniu innego "drzewa".]
- komentarz klasyka

To bardzo mądre co powiedział klasyk wcześniej. Teraz chyba w końcu dojrzałam do skomentowania powyższego cytatu.
Najpierw może na zasadzie odniesienia do życia: Mam przyjaciółke która mnie czasami bardzo denerwuje i irytuje. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, że jeśli tak na mnie działa, to dlaczego się z nią przyjaźnie. Otórz po przetrawieniu tego cytatu, zrozumiałam, że to nasionko życia, które ona nosi w sobie jest dla mnie czymś niepodważalnie wartościowym. I ta cała "otoczka", która jej towarzyszy i często gęsto mnie irytuje, jest niczym w porównaniu do głębi jaka z niej prześwituje. Pamiętam to odczucie, gdy czasem z kimś rozmawiałam, albo się kolegowałam bardziej, czyli spotykałam częściej i nie było w tym kimś owej iskry. To odczucie, pustki czy jak to kiedyś nazwałam "umysłowych purków", to odczucie jest nie dookreślone i nie umiem go określić, ale w konfrontacji ze słowami Nietzschego nabiera ostrości.
Życie o którym wspomina klasyk jest esencją (nasieniem), które czyni człowieka wartościowym pod względem twórczym. Jest ulotnym odczuciem dla mnie, ledwo niezauważalnym. Dzieci mają coś w sobie z tego życia. Postrzegają rzeczywistość i każdą małą jej cząstkę jako wartość samą w sobie. Mają ograniczoną świadomość, więc natura jako taka napędza ich codziennie do życia. Naturą nazywam to, że dziecko wstaje z rana i ma mnóstwo sił do baraszkowania, zabaw, uśmiecha się i po prostu jest i żyje - zupełnie inaczej niż dorosły człowiek, który potrzebuje motywacji, zachęty (wewnętrznej czy zewnętrznej).
Ciągle zastanawiam się, intryguje mnie jak to jest z nastolatkami, które z jednej storny są jeszcze dziećmi i mają jeszcze troche tego napędu natury, a z drugiej strony wchodzą w formę dorosłą, zastanawia mnie jak następuje ta metamorfoza, chciałabym złapać nieosiągalną chwile owej przemiany.